Z okazji
nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam
zdrowia, by ten czas
nie był stracony
spokoju, by cieszyć
się każdą świąteczną chwilą
miłości, by nikt nie
czuł się samotny
i radości, by nigdy
nie opuszczała Waszych domów.
Wesołych Świąt!
W ten wyjątkowy czas zapraszam Was również na małą podróż w
czasie do lasowiackiej chałupy sprzed stu lat, by poznać bożonarodzeniowe
zwyczaje tamtego okresu.
Godnie Święta, inaczej gody, to niemal zapomniana nazwa
okresu świątecznego, obejmującego czas od dnia Wigilii do dnia Świętego
Szczepana, czyli od 24-go do 26-go grudnia. W okresie tym współcześnie towarzyszy
nam wiele tradycji, które kultywujemy wzorem naszych przodków, jednakże wiele z
nich zanika, nie przystając do współczesnego świata i jego realiów.
U Lasowiaków zamieszkujących tereny dawnej Puszczy
Sandomierskiej tradycje te stanowią niezwykły splot kultu chrześcijańskiego i
gorliwej pobożności z pradawnymi wierzeniami słowiańskimi i gusłami
zakorzenionymi w kulturze mieszkańców tych terenów. Tę dwoistość lokalnej
kultury już końcem XIX wieku zauważył ksiądz Wojciech Michna, kapłan związany z
diecezją przemyską, który w swoich pamiętnikach pisał o Lasowiakach, zwanych
też Mazurami, w taki sposób:
„Lud sam w Puszczy Sandomierskiej, osobliwie osiadły w pasie
środkowym, jest nam dowodem żywym, że jego dziadowie stali opornie najdłużej
przy starej wierze. Nigdzie nie znalazłem tyle zabobonów, przesądów, czarów,
itd., jak tutaj między ludem, a te gusła wszystkie przechowuje lud z taką
wiarą, jakby one nakazane ongi przez księży, jakby były od Kościoła podane. (…)
Nigdzie nie znalazłem między ludem takiej spotęgowanej wiary w Kościoła naukę,
jak tutaj. Ksiądz porządny i do ludu przywiązany jest tu bożyszczem ludowym, ma
głos na okolicę. (…) Nigdzie nie znalazłem takiej ochoty do włóczenia się po
odpustach, jak tu u ludu. Można powiedzieć, że Mazur z puszczy to włóczęga
odpustowy, ot żyłka tradycyjna po pradziadach, którzy włóczyli się do Górzyc i
Górnego co rok kilka razy z ofiarami dla bożków”.
Jan Matuła, niegdyś mieszkaniec wsi Mazury (gmina Raniżów),
w latach 80-tych spisał swoje wspomnienia z czasów dzieciństwa i młodości.
Stanowią one świadectwo dawnych tradycji i rytuałów, które choć nie dotrwały do
współczesnych czasów, są nierozerwalnie związane z naszymi korzeniami i kulturą
naszych przodków. Szczególnie ciekawy jest opis Godnich Świąt, gdyż bliskie nam
tradycje przeplatają się tam ze zwyczajami, które już zupełnie zanikły. Według
autora opisane obrządki i tradycje kultywowane były jeszcze w latach 20-tych XX
wieku.
Z dniem Wigilii u Lasowiaków wiązało się wiele zwyczajów i
przysłów, które miały być wróżbą na dostatek i szczęście w nadchodzącym roku.
Mawiano na przykład, że „Gdy w Wigilię jasno, na stołach ciasno”. Do tego dnia przygotowywano
się szczególnie i jeszcze „do dnia”, zanim wstało słońce, zaczynał obowiązywać
wyjątkowy porządek dnia. Na dzień Wigilii ściany musiały być pobielone, podłoga
wyszorowana, a dzieci umyte i oporządzone. Przygotowywano też zawczasu drzewo
do palenia w piecach i sieczkę dla zwierząt, by w okresie godów nie wykonywać
ciężkich prac. Wcześniej sprzątano stajnie i obory, by i tam zagościła czystość
i porządek godne tego wyjątkowego okresu. Zanim na polu zrobiło się jasno
wigilijny dzień zaczynano od chodzenia po sąsiadach i rodzinie z życzeniami „na
szczęście”. Chodzić mogli tylko chłopcy i mężczyźni. Wizyta kobiety w tym dniu
miała przynosić nieszczęście na cały nowy rok. W tym dniu rolą kobiet było
pieczenie słodkości na okres świąt i przygotowania do wieczerzy wigilijnej.
Dzieci zaś 24-go grudnia ubierały choinkę i kończyły robienie pająków ze słomy,
nad którymi często pracowano już od pierwszych dni Adwentu.
Tuż przed wieczerzą wigilijną przynoszono do izby dzieżę
chlebową, na której kładziono garść siana, na niej opłatek, a całość
przykrywano bochenkiem chleba. Obok ustawiano kłosy żyta albo pszenicy i
kładziono ususzone wianki ziół trzymane od 15 sierpnia, od święta Matki Boskiej
Zielnej. Jeszcze przed wieczerzą krojono cebulę na 12 ćwiartek i pod największe
łupki sypano po szczypcie soli, by po Wigilii odczytywać z nich wróżby na
przyszły rok. Stopień rozpuszczenia soli pod każdą łupką oznaczał dostatek w każdym
z kolejnych 12 miesięcy roku. Przed wieczerzą wigilijną przynoszono do izby
wiązkę słomy, którą po wieczerzy rozkładano na podłodze. Na niej przez 2
kolejne noce spała cała rodzina, gdyż nie godziło się spać na miękkich posłaniach
pod ciepłymi pierzynami kiedy Pan Jezus spał w żłóbku na sianie.
Na kolację wigilijną u Mazurów podawano wiele postnych
potraw, które maszczono olejem. Obowiązkowo musiała być wśród nich zupa
grzybowa, dania z kaszy, kapusta i kompot z suszonych owoców. W tym regionie
początkiem ubiegłego wieku dania z ryb były rzadkością.
Po zakończeniu wigilijnej wieczerzy zaczynały się wróżby. Za
belki pod powałą wsuwano wiązki słomy, które zwisały tam przez dwa kolejne
świąteczne dni. Im więcej ich zostało pod sufitem, tym lepsza była wróżba na
dostatek w nadchodzącym roku. Ze słomy robiono też powrósła, którymi
obwiązywano drzewa w sadzie, wypowiadając słowa „będzie rodziła”, zapewniając
tym rytuałem owocowanie drzew w nadchodzącym roku. Również dla zwierząt dobrą
wróżbą miało być podanie im lepszego pożywienia, do którego kruszono opłatek.
Był to tak zwany „pośnik”.
Z polan przyniesionych pod piec przepowiadano szybkie
zamążpójście pannom z najbliższej rodziny. Wypowiadając imię panny, na przykład
„to na Hankę”, brano wiązkę polan i układano je na podłodze po dwa. Jeśli było
do pary, panna przed upływem roku miała wyjść za mąż.
Biesiadowanie, śpiewanie kolęd i świętowanie trwało aż do
czasu wyjścia na pasterkę.
W Boże Narodzenie, czyli 25-go grudnia, do miski w której
zwykle się obmywano, wkładano siano i srebrną monetę. Sianem tym „obmywali” się
kolejno wszyscy domownicy. Z przyniesionej przed Wigilią wiązki słomy gospodyni
brała garść i kręciła z niej powrósło. Układała je kołem na podwórku i do
środka sypała kurom ziarno. Rytuał ten miał zapewnić trzymanie się kur w stadzie
i znoszenie jaj w obrębie gospodarstwa, a nie „po sąsiadach”.
Na Boże Narodzenie nawet najbiedniejszy gospodarz starał się
zapewnić mięso wołowe, które podawano na świąteczny obiad. Z pozostałych po
obiedzie kości również wróżono. Wybierano tyle kości, ile panien w chałupie i
kładziono je na słupach wspierających płot – na każdym słupie kość dla innej
panny. Z którego słupa pierwszego sroka złapała kość, ta panna jako pierwsza
miała wyjść za mąż.
W ostatni dzień świąt, na Świętego Szczepana, już od rano
zaczynano tradycyjne rytuały. Po dwudniowym spaniu na podłodze sprzątano słomę,
a suchymi ziołami z wianków z Zielnej okadzano izbę. Mali chłopcy w wieku do
12-13 lat wcześnie rano, zanim wstało słońce, biegli do swoich chrzestnych,
wujów i stryjów z życzeniami „na szczęście, na zdrowie, na ten Święty Szczepan,
kolęda”, za co dostawali drobne datki. Również i tego dnia wizyta kobiety jako
pierwszego gościa nie była dobrą wróżbą. Młodzi mężczyźni, kawalerowie, do
domów panien, które sobie upatrzyli, wprowadzali konie. Podczas takiej kolędy
rozrzucano po izbie słomiane śmieci drocząc się z domownikami słowami „co to za
panna, co jeszcze nie sprzątnęła słomy”. Słomę zbierano i okadzaną nią izbę,
chyba że ojciec panny wykupił ją wcześniej w zamian za gorzałkę.
W dzień Świętego Szczepana w kościele na sumie święcony był
owies. Kiedy ksiądz kropił go wodą święconą pod chórem, wówczas obrzucano go
owsem na wzór kamienowania Świętego Szczepana. Owsem zmieszanym z grochem po
wyjściu z kościoła obsypywano również miejscowe panny. Tego dnia małe
dziewczynki dopiero po południu mogły kolędować u rodziny. Chłopcy kolędowali z
gwiazdą i szopką, a starsza młodzież chodziła z Herodem.
Okres świętowania kończył się na Świętego Jana, czyli 27-go
grudnia. Tego dnia na coroczną przerwę zwalniani byli wszyscy parobkowie,
kucharki i pastuszkowie. Szli oni z tobołkami do swoich rodzinnych domów, gdzie
mogli zostać aż do Nowego Roku, kiedy to zaczynał się kolejny okres ich
corocznej służby.
W czasie Godnich Świąt dużo biesiadowano i odwiedzano się
wzajemnie. Był to czas spotkań w gronie rodziny i bliskich znajomych, do
których chodzono piechotą lub jeżdżono furmankami. Był to również czas zmówin,
kiedy rodzina młodych narzeczonych ustalała szczegóły ślubu i wesela. W czasie godów
urządzano zabawy i potańcówki. Bawiono się aż do zapustów, kiedy to rozpoczynał
się kolejny okres w rocznym rytuale miejscowej ludności.
(źródło: Jan Matuła, „Wspomnienia z Mazurów 1925-1945”, za:
Ziemia Kolbuszowska nr 11/29, 1996 r.)
Więcej o Lasowiakach przeczytacie na blogu w zakładce:
ale miło się czyta takie wpisy.
OdpowiedzUsuńRadosnych świąt Bożego Narodzenia w gronie rodzinnym
Bardzo dziękuję i również życzę wiele radości na Święta :)
UsuńDziękuję za piękną lekcję historii naszej polskiej ziemi. Za pielęgnowanie tradycji i za rozpowszechnianie polskiej kultury. Serdeczne pozdrowienia z Podkarpacia przesyła Mazowszanka z Raniżowa:) Wesołych, radosnych i błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu za dobre słowo :) Niech i Wasze Święta będą piękne i radosne :)
UsuńBardzo piękne życzenia! Oby wszystko się spełniło do kolejnych Świąt!
OdpowiedzUsuńOby spełniało się nam wszystkim :-)
Usuń