Zupa szczawiowa z jajkiem - kuchnia podkarpacka |
Zbierając szczaw z moim dzieckiem dotarło do mnie, jak
wielka jest różnica pomiędzy moim pokoleniem, a jej. Jako dzieci doskonale
znaliśmy smak szczawiu i bez problemu odróżnialiśmy go od innych roślin. Żaden
dorosły nas tego nie uczył, a i tak wiedzieliśmy, jak słodki jest nektar
wysysany z pojedynczych rurek koniczyny, jasnoty czy kwiatów bzu. Kto wiedział,
które łodygi zbóż w środku są puste, mógł puszczać bańki mydlane z płynu do
naczyń. Znaliśmy krzaki, których kwiaty zgniatane w dłoni trzeszczały i te, po
których mamy nie mogły doszorować nam rąk. Wiedzieliśmy, że zielone główki maku
mają w środku białe gorzkie nasionka, a i tak potrząsaliśmy nimi w nadziei, że
usłyszymy grzechotanie suchego maku, którego szukaliśmy. Nikt z nas nie znał nazwy
„tasznik”, ale każdy próbował śmiesznych małych listków w kształcie serca,
rosnących na cienkich łodyżkach tych roślin. Dzieci z miast i wiosek na równi
doświadczały kontaktu z naturą i kierowały się przy tym wyłącznie intuicją, ciekawością
i własnym doświadczeniem.
Dzisiaj świat jest trochę inny, w wielu aspektach mniej
przyjazny. Uczymy nasze dzieci, żeby nie zbierać roślin przy drogach, żeby je
myć, żeby się upewnić, że są jadalne. Działając dla ich dobra coś im odbieramy,
coś co może nie jest jakąś wielką mierzalną wartością, ale mogłoby wzbogacić
ich świat.
Dlatego warto czasem zabrać dziecko na szczaw i przekonać je,
że może „to” zerwać i spróbować. „Nie, nie musisz myć. Naprawdę.” :)
A jak już uzbieracie szczaw, ugotujcie pyszną zupę
szczawiową podbitą śmietaną i zagęszczoną odrobiną mąki ziemniaczanej. Panie z
Koła Gospodyń Wiejskich w Gliniku Dolnym (powiat Strzyżów) proponują podać do
niej faszerowane jajka, jednak ja wolałam zwykłe, ugotowane jajka, tak jak
pamiętam z dzieciństwa.
Przepis został opublikowany w zbiorze tradycyjnych
kulinarnych receptur pt. „Czarnorzecko-Strzyżowska kraina smaków. Tradycyjne
przepisy kulinarne Kół Gospodyń Wiejskich z terenu działania Stowarzyszenia Czarnorzecko-Strzyżowska Lokalna Grupa
Działania”.
Zupa szczawiowa z jajkiem - kuchnia podkarpacka |
Składniki na 4 porcje:
- 1,5 l wywaru z włoszczyzny i kości (bulionu)
- 200 g liści szczawiu*
- 1 łyżka masła
- 250 ml śmietany
- 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
- sól do smaku
Dodatkowo:
- 4 jajka ugotowane na twardo
- plaster gotowanej szynki lub chudej wędliny
- 1 łyżka śmietany
- sól, pieprz
*100 g świeżego, nie mytego szczawiu, zajmuje jeden głęboki
talerz wypełniony z czubkiem :) Najlepiej smakują młode, małe listki;
Dokładnie płuczemy szczaw i otrząsamy go z wody. Na patelni
rozpuszczamy masło i dokładamy szczaw. Podsmażamy go przez 2 minuty na małym
ogniu. Szczaw szybko zrobi się brązowy i łatwo będzie można oddzielić od niego
drobne trawki, czy inne listki, które przez przypadek zerwiemy (pozostaną
zielone i dobrze widoczne).
Do szczawiu dajemy trochę bulionu i liście przecieramy przez
sito (współcześnie sito można zastąpić blenderem). Przetarty szczaw łączymy z
pozostałym rosołem i zagotowujemy. Śmietanę łączymy z mąką, mieszamy i
zaprawiamy kilkoma łyżkami gorącej zupy, po czym całość wlewamy do garna z zupą
i jeszcze raz zagotowujemy, doprawiając do smaku solą.
Jajka obieramy i kroimy na dwie połówki. Aby przygotować
jajka faszerowane wyjmujemy żółtka, a białka układamy obok. Żółtka ucieramy z
drobno pokrojoną szynką oraz śmietaną i przyprawami. Powstałą masę nakładamy do
białek formując zgrabny czubek i układamy po 2 połówki na talerzu. Tuż przed
podaniem nalewamy ciepłą (nie gorącą) zupę. Zupa szczawiowa doskonale smakuje również
z grzankami zamiast jajek.
Zupa szczawiowa z jajkiem - kuchnia podkarpacka |
Zupa szczawiowa z jajkiem - kuchnia podkarpacka |
Więcej regionalnych zup
znajdziecie w zakładce
Zapraszam :)
O ile mnie pamięć nie myli, na tasznik mówiliśmy "serek" - nie pamiętam, jak smakował (wysysanie nektaru z kwiatów jasnoty pamiętam z przedszkola i wycieczek do ogródka jordanowskiego, po którym od lat śladu już nie ma; stamtąd pamiętam też straszne opowieści o "czarnej łapie" i o tym, że chrząszcz kowal przenosi HIV) ;) Na szczaw, u dziadków na wsi, chodziło się "do rowu za krzyżem" (ukopać chrzanu z kolei - za chlewem, pod parkowym murem; fiołki z kolei najgęściej kwitły na skraju parku, od strony czereśniowej alei). Ech, wspomnienia... Sebastian
OdpowiedzUsuńWidzę, że dokładnie wiesz, co mam na myśli. Ta bezcenna, choć bezużyteczna wiedza dziecka... :) Swoją drogą u nas była czarna ręka (w przedszkolu za kotarą) :)
UsuńCudne czasy... teraz, wracając z powrotem na tę wieś, wszystko jest obce i inne. I ludzi przed domami nie widać, wszyscy przed telewizorami siedzą, albo w internecie (a to raptem 20-30 lat minęło). Zastanawiałem się nad tymi kowalami i wirusem HIV - to musiały być początki świadomości tego zagrożenia w końcówce PRLu - rok 1988/89 (w "Labiryncie" też był natenczas ten wątek, no ale to studenci farmacji byli, nie ta liga) ;) A czarna łapa grasowała na cmentarzu! Pozdrawiam, Sebastian.
Usuń