Szuba to sałatka ze wschodnim rodowodem, coraz
popularniejsza w Polsce. Popularność tę zawdzięcza prostocie i jednocześnie udanemu
połączeniu słodyczy czerwonych buraczków i zdecydowanemu smakowi filetów śledziowych.
W internecie można znaleźć wiele przepisów nieco różniących
się od siebie. Jedno jest pewne – w oryginale sałatka układana jest warstwowo,
co jest znakiem rozpoznawczym większości rosyjskich i ukraińskich sałatek. Mnie
ten pomysł nie przekonuje i wolę kiedy smaki są ze sobą wymieszane, ale nie
widzę przeszkód, żeby sałatkę zrobić tak, jak się ją tradycyjnie podaje na
wschodzie.
Na stronach rosyjskich często w jej składzie występują zielone
jabłka, a wierzch udekorowany jest startym ugotowanym jajkiem, wersja ukraińska
jest ich z reguły pozbawiona – taką właśnie wersję wolę. Nie jestem ortodoksem
i wybieram takie warianty, które najbardziej odpowiadają mi smakowo, dlatego w
mojej wersji szuby śledzie są w zalewie octowej, a nie z oleju, a majonez w znacznej
części zamieniony jest lżejszym jogurtem naturalnym.
Tradycyjnie sałatka składa się z warstw, z których każda
oprószona jest solą i pieprzem i posmarowana majonezem. Od dołu: śledzie,
cebula, marchew, ziemniaki i buraczki.
- 4 podwójne filety śledziowe z octu
- 2 większe czerwone buraki
- 3 marchewki
- 3 średnie ziemniaki
- 2 niewielkie cebule
- majonez i jogurt naturalny
- sól i pieprz
Buraczki umyć i ugotować. Ziemniaki i marchew umyć i
ugotować w jednym garnku. Ostudzone warzywa obrać i zetrzeć na tarce o dużych
oczkach. Filety śledziowe pokroić w dużą kostkę, a cebulę drobno posiekać.
Ułożyć w warstwy lub zmieszać razem i doprawić wg smaku.
Oryginalna nazwa to „Селедка под шубой” lub „Сельдь под шу́бой” - w dosłownym tłumaczeniu
„śledź pod kożuchem/futrem”. Sałatka zyskała popularność w latach 70-tych XX
wieku, choć legenda głosi, że recepturę w 1918 roku opracował
kupiec-restaurator greckiego pochodzenia Anastazy Bogomiłow, żeby pogodzić przy
stole klasy społeczne, które powinny staż po jednej stronie. W tamtych czasach
ze względu na niestabilna sytuację polityczną panował głód, a różne klasy miały
dostęp (czasem przydział) do różnych produktów. Żeby stworzyć sałatkę, którą
wszyscy się zachwycili, przedstawiciele proletariatu i chłopstwa musieli ze
sobą współpracować. I tak śledź był dostępny dla proletariatu, a ziemniaki,
marchew i buraki dla chłopstwa. Kolor czerwony dominujący w sałatce miał być
kropką nad „i”, symbolem wspólnych działań dla dobra Rosji.
(info na temat historii sałatki tutaj)
Dla mnie smak przypominjący lata liceum. Mama naszej koleżanki z internatu była Starowierą i u nich tą sałatka była jednym ze sztandarowych, tradycyjnych, świątecznych dań podczas Wieczerzy. Jednak ta, którą oni przyrzadzali nie zawierała jajiek, a ziemniaki pokrojone były pamiętam - w kostkę. Pamiętam jak koleanka ją dla nas przywiozła i zaczęła się tłumaczyć, że to może taki mało wyszzukany posiłek, że bardzo prosty... Spróbowałam! To było BOSKIE! Jej Mama była wirtuozem w przyrządzaniu tego dania - ja do dziś nie umiem uzyskać TAAMTEGO efektu. Wcinałam to zawsze z wielkim apetytem, kiedy tylko koleżanka ją przywoziła. Była pyszna. Śledź rzeczywiście był solony (oczyiście namaczany wcześniej) a wersja już "wymieszana" - nie warstwowa. Przepyszne danie!
OdpowiedzUsuńGosiu, dziękuję Ci za ten komentarz. Kiedy dania kojarzą się z jakimś etapem w życiu, stają się symbolem. I NIGDY nie udaje się odtworzyć idealnie tamtego smaku :) Tę sałatkę przygotowuję bardzo często i uwielbiam jej smak,choć nie miałam tyle szczęścia i nie próbowałam szuby z rąk kogoś, dla kogo jest to danie wyniesione z rodzinnego domu :)
UsuńJa za tą sałatkę mogę podziękować mojej byłej sąsiadce, Pani Burmistrzowej Olesna. Jolu dziękuję.
OdpowiedzUsuń